"Życie" 14.10.1997 r.

Antoni Podolski

Zero, zero i co po zerze?

Tocząca się przez kilka ostatnich miesięcy dyskusja na temat polskich służb specjalnych, dyskusja, której byłem jednym z inicjatorów coraz wyraźniej staje się, po raz kolejny w ostatnich latach, kłótnią o liczbę ubeków, których trzeba wyrzucić z UOP i WSI, by służby te mogły normalnie funkcjonować.

Jest to podejście chybione i bezsensowne, gdyż sprawę mogą załatwić jedynie rozwiązania systemowe, a nie ograniczone czystki służące budowaniu własnych sfer wpływu w tych, oficjalnie apolitycznych strukturach. Charakterystyczne jest, iż krytycy tzw. opcji zerowej zupełnie abstrahują od diagnoz i propozycji dotyczących kwestii strukturalnych, skupiając się jedynie na kwestionowaniu konieczności głębokiej weryfikacji kadry służb specjalnych. Ich projekty zmierzają w istocie do zastąpienia mianowanych przez postkomunistów szefów i dyrektorów swoimi ludźmi, sprawdzonymi w okresie prezydentury Lecha Wałęsy.

Złe służby - od kiedy?

Charakterystyczne zresztą, iż, zdaniem tych osób, wszelkie zło w polskich służbach specjalnych zaczęło się po odsunięciu lub odejściu z nich zaangażowanych w tzw. Sprawę Oleksego i po opublikowaniu Białej Księgi. Moim zdaniem było zaś to jedynie dobicie tworu, który i tak nie funkcjonował efektywnie i był jedynie zdolny do wypełniania, w ograniczonym zresztą zakresie, funkcji bardziej typowych dla policji politycznych niż dla nowoczesnego wywiadu i kontrwywiadu demokratycznego państwa europejskiego aspirującego do NATO i UE. Taki stan rzeczy wynikał moim zdaniem z dwóch przyczyn - kadrowej i strukturalnej.

Obowiązujący w Polsce model organizacji służb specjalnych jest zarówno anachronizmem jak i ewenementem w nowoczesnym świecie. W byłym obozie państw komunistycznych we wszystkich krajach dokonano reformy strukturalnej służb specjalnych, rozdzielając je na wyspecjalizowane struktury wywiadu, kontrwywiadu i inne jednostki. Całość koordynuje zazwyczaj wysoki urzędnik w randze ministerialnej podległy bezpośrednio premierowi.

W Polsce centralistyczny, pojedynczy UOP ma dodatkowego szefa w postaci ministra-koordynatora, który przy znacznej autonomizacji wojskowych służb specjalnych zajmuje się praktycznie tylko nadzorowaniem UOP, stając się właściwym szefem tej instytucji i dominując wyraźnie nad generałem Kapkowskim. Jednak stworzone już, choć całkowicie bezużyteczne w obecnym kształcie organizacyjnym służb, ramy prawne komórki koordynującej ich działania przy premierze można wykorzystać przy reorganizacji całej polskiej wspólnoty wywiadowczej.

Podobne do KGB

W swym kształcie organizacyjnym UOP jest niemal dokładnym odwzorowaniem modelu służb specjalnych obowiązującego w byłym obozie komunistycznym, modelu, którego pierwowzorem był radziecki KGB.

Zintegrowanie w jednej organizacji pionów wywiadu, kontrwywiadu, ochrony gospodarki, pionu śledczego i białego wywiadu wewnętrznego przypomina nie tylko bowiem strukturę byłej SB PRL, ale właśnie KGB. Do tego twór ten jest pozbawiony ośrodka koordynującego - czyli centralnej jednostki analitycznej, stając się przez to niesterowalną konfederacją udzielnych domen - zarządów, biur i delegatur kierowanych przez ludzi związanych z różnorakimi koteriami politycznymi - tak wewnątrzsłużbowymi jak i zewnętrznymi.

Ta ciągłość organizacyjna z PRL jest równie istotna jak ciągłość kadrowa i równie sprzyja konserwowaniu starych układów i wielopokoleniowych rodzinnych klanów, rezydujących na Rakowieckiej nieprzerwanie od kilkudziesięciu lat. Sprzyja także zacieraniu różnicy pomiędzy komunistyczną SB, zależną od sowieckiego suwerena a służbą niepodległego państwa.

W wielu jednostkach na Rakowieckiej, poza zmianą nazwy i kilku dyrektorów, pracownicy mogli nie dostrzec żadnej różnicy w stosunku do lat 80., być może poza rozluźnieniem dyscypliny. Z kwestią ciągłości organizacyjnej związana jest także ciągłość służbowa wyrażająca się w uznawaniu, także w polityce awansowej, pragmatyki służbowej z czasów PRL, która daje oczywistą przewagę ludziom z wieloletnim stażem SB, traktowanym jako swoista ciągłość służby.

Rozbijmy UOP

Krokiem niezbędnym jest likwidacja obecnego UOP poprzez rozbicie go na wywiad i kontrwywiad, przekazanie pionów zajmujących się sprawami przestępczości i narkotykami w gestię policji, a także poprzez pozbawienie nowych służb uprawnień śledczych. Nowoczesne służby specjalne są służbami informacyjno-operacyjnymi, korzystającymi w niezbędnych przypadkach z pomocy wyspecjalizowanej komórki śledczej policji lub prokuratury. Konieczne jest rozwinięcie pionów analitycznych i tzw. białego wywiadu - zdobywania informacji ze źródeł otwartych, rozwinięcie metod pracy nieagenturalnej.

We współczesnym świecie doby "globalnej wioski" zmieniają się również metody pracy wywiadu, wzrasta rola analityków i informacji ze źródeł otwartych, spada przydatność tajnych agentów i operacji specjalnych. Warto tu zacytować opinię amerykańskiego eksperta w problematyce wywiadowczej, byłego wyższego oficera wywiadu amerykańskiej marynarki wojennej, Roberta Davida Steele, iż: "w wieku informacji "wywiad" jest mniej kwestią zdobywania tajemnic, a bardziej wyławiania potrzebnych informacji z zalewu otwartych źródeł, dostępnych legalnie i tanio".

Taka reforma strukturalna, określana przeze mnie roboczo jako strukturalna opcja zerowa, nie tylko znacznie odchudzi kadrowo służby specjalne, ale także pozwoli na przerwanie ciągłości kadrowo-operacyjnej z okresem PRL. Nowy kształt służb i nowe zadania wymuszą również znaczne cięcia kadrowe, odejście niekompetentnych i nie gwarantujących zaufania pracowników, bez podejrzeń o motywy polityczne poszczególnych decyzji.

Niezbędnym składnikiem reformy strukturalnej jest wydzielenie z zasobów archiwalnych WSI i UOP akt konfidentów komunistycznych służb specjalnych i przekazanie ich do powołanej specjalnie w tym celu instytucji mającej zajmować się udostępnianiem ich obywatelom - na wzór Urzędu Gaucka w Niemczech czy rozwiązań czeskich.

Nie podtrzymujmy trupa

Proponowana reforma nie jest na pewno zadaniem łatwym ani tanim, jednak jej niepodjęcie tylko pozornie oszczędzi czas i pieniądze.

Dalsze utrzymywanie coraz bardziej zdemoralizowanej, nieszczelnej i nieefektywnej instytucji, działającej w tak ważnej dziedzinie, jaką jest bezpieczeństwo wewnętrzne i zewnętrzne państwa, grozi niewyobrażalnymi skutkami dla polskiej racji stanu. Racji stanu, którą najpełniej wyraża dążenie do członkostwa w NATO i UE. Nie trzeba tłumaczyć, iż dążenia te nadal napotykają sprzeciw rozmaitych kół - tak w kraju, jak i za granicą. Kół, zainteresowanych utrzymywaniem Polski w szarej strefie bezpieczeństwa i w szarej strefie gospodarczej. Strefie, ułatwiającej penetrację naszego kraju przez rozmaite ugrupowania finansowo-mafijne, także powiązane ze służbami specjalnymi.

Członkostwo w NATO i UE to wprowadzenie jasnych, sztywnych reguł w gospodarce, bezpieczeństwie, bankowości, to wprowadzenie clearingu, to tym samym zagrożenie dla układów finansowo-gospodarczych opartych na korupcji i tajnych związkach z zagranicą. Wszystkie te siły będą dążyć do storpedowania procesu przyjmowania Polski do NATO i UE, zaś rolą polskich służb specjalnych powinno być przeciwdziałanie tym działaniom. Jednak już ostatnie wydarzenia poprzedzające jakże ważny dla Polski szczyt NATO w Madrycie udowodniły, że polskie służby specjalne w obecnym kształcie kadrowo-organizacyjnym nie są w stanie sprostać temu zadaniu.

Polskie służby - bezradne

Jeśli jednym z elementów osłabiania pozycji Polski przed szczytem madryckim i późniejszym procesem ratyfikacji rozszerzenia NATO przez Senat USA były ostatnie prowokacje antyukraińskie, to jest bardzo prawdopodobne, że podobne akcje będą coraz częstsze w miarę zbliżania się zakończenia procesu ratyfikacyjnego, zwłaszcza zaś Rosja otwarcie zapowiedziała, że będzie się starać właśnie na tym etapie storpedować rozszerzenie NATO. Polska zaś wydaje się być wobec takiej perspektywy zupełnie bezbronna. Zaś najbardziej zatrważająca jest nie tyle skala wydarzeń, co bezbronność i bezsilność aparatu państwowego, w tym służb specjalnych.

Przypomnijmy, iż w miarę jak zbliżał się szczyt madrycki, pojawiły się głośne incydenty, mogące wywołać konflikt polsko-ukraiński. Z drugiej strony, w tym samym czasie w USA 20 senatorów opublikowało list do prezydenta Billa Clintona podważający zdolność Polski do spełnienia standardów NATO. Jednym z inicjatorów tego listu jest senator z Teksasu, pani Kay Bailey Hutchinson, która już wcześniej wsławiła się twierdzeniami o konfliktach etnicznych i granicznych pomiędzy Polską i Ukrainą powodujących, że RP jako kraj niestabilny i skłócony z sąsiadami grozi wciągnięciem NATO w konflikt lokalny. Gdy pani senator wraz z kolegami publikowała swój list, w Polsce i na Ukrainie, jak na zamówienie, zaczęły pojawiać się wydarzenia mogące spowodować pogorszenie stosunków między obydwoma państwami.

Sowieckie służby specjalne były mistrzami w wywoływaniu tego typu konfliktów. Dlatego nie wydaje się, by w Polsce i na Ukrainie - państwach znajdujących się przez kilkadziesiąt lat pod dominacją ZSRR, a więc penetrowanych i kontrolowanych przez KGB i GRU, nie było możliwe wywołanie choć kilku incydentów, mających ożywić konflikt pomiędzy obydwoma narodami i państwami.

Warto tu przypomnieć, iż kilka miesięcy wcześniej doszło do podobnie dziwnego podpalenia synagogi w Warszawie - niemal w przededniu bardzo ważnej wizyty izraelskiego premiera w Moskwie. Polska nie ma najlepszej "prasy" w Izraelu, Polacy są często oskarżani o "wrodzony antysemityzm". Na pewno pożar warszawskiej synagogi nie polepszył tych opinii.

Warto więc spojrzeć na opisane powyżej prowokacje antyukraińskie w Polsce i antypolskie na Ukrainie pod kątem zdolności naszych służb specjalnych do zapobiegania takim wydarzeniom mogącym w znaczący sposób zaszkodzić interesom Polski na arenie międzynarodowej (co jest chyba jednym z zadań tych służb). Od samego początku niepodległej III Rzeczypospolitej służby te wykazują zadziwiającą bezradność w przeciwdziałaniu tego typu prowokacjom

Przed nowymi wyzwaniami

Aby było inaczej, wystarczyłoby tylko logicznie myśleć. Wystarczyłoby, aby w polskich służbach istniały wykwalifikowane ośrodki analityczne. Aby zadań tych służb nie sprowadzano do walki z młodocianymi drukarzami koszulek faszystowskich, czy wytwórcami "polskiej heroiny".

Zadania wywiadu i kontrwywiadu są bardziej poważne i służby te powinny nie dopuścić do takich prowokacji, jak te w Przemyślu czy Lesznie. Jeśli tego nie robią, to znaczy, że są złe i nie zmieni tego faktu żaden kolejny złapany hodowca konopii indyjskich.

Bowiem już w 1995 r. NATO sformułowało wstępne warunki, jakie musi spełniać kraj, aspirujący do członkostwa w Sojuszu. I wśród podstawowych z nich znalazły się demokratyczna kontrola nad armią oraz brak konfliktów etnicznych i granicznych z sąsiadami. A zatem już wtedy można było założyć, iż jedną z metod, jakie zostaną zastosowane przez różnorakich, tak wewnętrznych jak zewnętrznych przeciwników poszerzenia Paktu będzie wykazanie, iż kraje starające się o członkostwo nie spełniają tych warunków.

Otwierało się tu oczywiście ogromne pole działania dla służb wywiadowczych, ich agentury wpływu, tak w elitach politycznych jak i mediach. Wystarczyło zidentyfikować środowiska mogące być potencjalnym obiektem i narzędziem takich działań i temu przeciwdziałać.

Polskie służby specjalne w obecnym kształcie organizacyjno-kadrowym nie są jednak zdolne do przeciwdziałania żadnym naprawdę istotnym zagrożeniom bezpieczeństwa państwa. Jedynym wyjściem z tej sytuacji pozostaje zorganizowanie więc ich od nowa, w kształcie zgodnym z doświadczeniami zachodnimi i z wyzwaniami stojącymi przed Polską u progu trzeciego tysiąclecia.

Autor jest dziennikarzem V Programu Polskiego Radia. Był naczelnikiem wydziału w UOP.
Mieszka w Warszawie.