Wokół tego zespołu temperatura sięga wrzenia, każdy magazyn w naszym kraju zdążył wypytać Jarka o wiele rzeczy - więc pomyślałem, że nie będę gorszy. Pociągnąłem za język tego opływającego w luxusy okulistę... tfu, to znaczy okultystę. Efekt naszej obszernej pogawędki możecie poznać poniżej.
 
Bądź pozdrowiony Jarku! Nie od razu LUX OCCULTĘ założono, wcześniej był dość intensywny krwotok. HAEMORRHAGE - bo tak nazywał się twój wcześniejszy zespół, grał zupełnie inną muzykę. Jakiż więc bodziec skłonił was do rozpoczęcia podboju świata pod banderą LUX OCCULTA? Dlaczego HAEMORRHAGE dokonało żywota? Czyżby się wykrwawiło?

Witaj! Od razu chciałbym wyjaśnić, że ludkowie niezbyt orientujący się w personalnych zawiłościach dukielskiej sceny metalowej - bo kogo to w końcu obchodzi - mogą myśleć, iż LUX OCCULTA to w jakimś stopniu kontynuacja HAEMORRHAGE, podczas gdy jest to absolutna nieprawda. Jedyną osobą łączącą te dwie grupy jestem ja sam... a LUX OCCULTA to całkowicie nowy rozdział, na który raczej nie miały żadnego wpływu grupy w których udzielaliśmy się wcześniej.
Co do HAEMORRHAGE - mimo nazwy sugerującej mięsisto-grindowe klimaty, muzykę jaką wtedy wykonywaliśmy można by nazwać Black Metalem z korzeniami w deathowym czy nawet doomowym graniu. Brzmi to zawile, ale uważam, że udało nam się wtedy zrobić w miarę dobrą, oryginalną muzę. Niestety, nie starczyło determinacji, by nagrać coś w profesjonalnych warunkach i rozejrzeć się za ewentualnym wydawcą. Dlatego jedyną pamiątką po HAEMORRHAGE jest czteroutworowe demo Waking the Gods of Sadness. Powstało w bardzo prymitywnych warunkach, ale muszę powiedzieć, że są tacy, którzy lubią je do tej pory. Niedawno nawet otrzymałem propozycję, żeby wydać ten materiał w pełni profesjonalnie, na CD... ale obawiam się, że jakość dźwięku jest zbyt słaba, bym zdecydował się na taki krok.
Koniec HAEMORRHAGE nastąpił kilka miesięcy po nagraniu tej kasety. Jak już powiedziałem, brakło nam uporu, wiary we własne siły. Ja zacząłem studia, gitarzysta zajął się jakimś biznesem, każdy poszedł w swoją stronę. Próbowaliśmy to zresztą reanimować jakiś czas temu, ale nie udało się... No i dobrze, teraz mam inne zajęcia.

Już wasze pierwsze demo ukazało się nakładem Pagan Records, co dla zespołu grającego ten rodzaj muzyki jest nie lada nobilitacją. Jak doszło do wydania tego materiału?

Normalnie. Pewnego pięknego poranka postanowiliśmy zarejestrować wynik naszej kilkumiesięcznej pracy na sali prób. Pomny błędów popełnionych w przeszłości, naciskałem żeby odbyło się to w profesjonalnych warunkach... i tak się stało. W lipcu 1995, podczas kilkudniowej sesji w Manek Studio powstało demo The Forgotten Arts. Prawie 30 minut muzyki, która wydała nam się na tyle fajna, że postanowiliśmy skontaktować się z kilkoma firmami fonograficznymi. Część z nich w ogóle nie odpisała, część grzecznie, ale stanowczo, odmówiła... ale padło też kilka propozycji. Nie trudno się domyślić, że najbardziej konkretna i najbardziej nas interesująca ze strony Pagan Records. Jeszcze kilka tygodni potrwały rozmowy wstępne i chyba gdzieś pod koniec sierpnia dostaliśmy papiery do podpisania. Niedługo potem ukazała się oficjalna wersja The Forgotten Arts. Faktycznie, odebraliśmy to wtedy bardziej jako rzecz w pewnym sensie prestiżową, niż zapowiedź tego, co obecnie stało się naszym udziałem. Nie spodziewaliśmy się, że wypadki potoczą się tak szybko.

Kolejny etap waszego maratonu na szczyt metalowego szacunku to Forever Alone. Immortal.. Debiutancka płyta jest dla każdej kapeli spełnieniem marzeń, powodem do dumy. By jednak było się czym pysznić, trzeba nagrać materiał, który posiada przysłowiowe ręce i nogi. Czy teraz, z pewnej perspektywy, widzisz w tej muzyce to, co chcieliście osiągnąć?

Wiesz, nieraz czytam wypowiedzi różnych muzyków o swoich płytach... i padają teksty typu; ten a ten album nie wyszedł, bo łapałem wtedy doły, albo miałem problemy z alkoholem, albo po prostu nie czułem motywacji, nie chciało mi się... Na pewno nie usłyszysz ode mnie tego typu słów o Forever Alone. Immortal.. Nagrywanie tej płyty było dla nas rzeczywiście spełnieniem marzeń, snem który spełnia się na jawie. Dlatego daliśmy z siebie wszystko, stawaliśmy na głowie, byle tylko zrobić to jak najlepiej. Jasne, że jest wiele rzeczy, które można było by poprawić, zwłaszcza patrząc na nie z dzisiejszej perspektywy. Zapewniam cię jednak, że wtedy nie byliśmy w stanie zrobić niczego lepiej. Nieraz brakowało doświadczenia i umiejętności; zarówno nam, jak i realizatorowi. Wiem jednak - patrząc na listy, które dostajemy, wspominając rozmowy z ludźmi spotkanymi na naszych koncertach, czy nawet czytając recenzje w większych i mniejszych magazynach - że nagraliśmy płytę dobrą i ważną. Płytę, która wywalczyła sobie stałe miejsce w historii polskiego metalu, nie stroną techniczną, ale emocjonalną, pewnym ładunkiem nagromadzonych tam uczuć... Z tego jesteśmy bardzo dumni i chociażby z tego właśnie powodu Forever Alone... będzie przeze mnie zawsze dobrze wspominane. Zresztą na tamtym etapie działalności LUX OCCULTA to było stuprocentowe spełnienie, nic lepszego nie potrafilibyśmy wtedy nagrać...

Debiutancki CD dostał setki dobrych recenzji w wielu magazynach, czyli chyba udało wam się wkraść w gusta recenzentów. Idąc za ciosem, można przypuszczać, że zdobyliście również wielu fanów. Opowiedz coś o reakcjach z jakimi wówczas się spotkaliście.

Tak jak już powiedziałem - reakcje były zajebiste. Po prostu total. Nie będę się jednak chwalił, bo po co? Poza tym na pewno byli też ludzie, którym płyta się nie podobała, którzy woleli demo, a nawet tacy którzy rzygają na sam dźwięk nazwy LUX OCCULTA. No i dobrze... mamy już za sobą okres wciskania ludziom naszej muzyki na siłę. Czujemy się dobrze z tym co robimy i nie szukamy potwierdzenia w oczach innych. Ale oczywiście to jest bardzo miłe, gdy okazuje się, że ktoś ma ten sam rodzaj wrażliwości co ty, że odbiera na tych samych falach... Jakby ci to wytłumaczyć... Hmm, chodzi mi o to, że nie sugerujemy się zdaniami naszych słuchaczy podczas procesu tworzenia muzyki czy tekstów, nie staramy się nikomu przypodobać, ale pomimo tego, czujemy do nich duży szacunek i wdzięczność za wsparcie jakie nam okazują. Nie oszukujmy się, zespół bez słuchaczy nie istnieje - żebyśmy dostali kasę na nagranie następnej płyty, ktoś musi kupić poprzednią. Takie jest brutalne prawo rynku, obowiązujące nawet metalowy underground...

Następnym owocem waszego romansu z Pagan Records jest Dionysos. Dlaczego wybraliście formułę concept-albumu?

Mam jakiś taki sentyment do płyt koncepcyjnych. Wiesz, Dimension Hatross czy Operation: Mindcrime... i cała masa innych. Jak ich wtedy słuchałem, to myślałem sobie, że gdy już będę dużym heavy metalowym wokalistą, to z pewnością też będę pisał koncepty. No i tak robię. Album napisany w ten sposób wydaje mi się bardziej spójny od tych robionych w tradycyjny sposób. To jak książka podzielona na rozdziały, zamiast zbioru opowiadań. Poza tym praca nad tego typu płytą jest niemałym wyzwaniem. Wiesz, ja nie komponuję muzyki w LUX OCCULTA, piszę sobie tylko linie wokalne, a poza tym jestem bezrobotny. Żeby więc się czymś zająć i żeby utrudnić chłopakom życie wymyślam jakieś koncepty... ha,ha,ha. Taki kształt mają jak dotąd wszystkie wydawnictwa LUX OCCULTA i chyba będą miały - w mniejszym lub większym stopniu - wszystkie następne. Po prostu nie wyobrażam sobie umieszczenia na płycie kilku piosenek, w ogóle ze sobą nie powiązanych, traktujących o czym innym. Takie już moje małe, tekściarskie zboczenie.

Muzyka na Dionysos jest szybsza i ekstremalniejsza niż na wcześniejszych wydawnictwach. Myślałem, że raczej zwolnicie i zagracie bardziej melodyjnie. Zawiodłem się sromotnie - czemu mi to uczyniliście (ha,ha)?

No stary, tyle zespołów teraz zwalnia i wymiata słodkie melodyjki, że my akurat możemy pograć trochę szybciej i agresywniej. Tym bardziej, że coraz bardziej smakuje nam właśnie taka ostra, męska jazda... he,he,he. Poza tym, wydaje mi się, że Dionysos, mimo tego iż jest płytą dość szybką, zawiera w sobie bardzo dużo melodyki, całą masę ślicznych harmonii. Nie zapomnieliśmy, co to jest muzyka... chcemy tylko nadać jej trochę bardziej intensywną formę. Zdaję sobie sprawę, że robimy rzecz trochę niemodną. Rozwój w drugą stronę bardziej mógłby się nam opłacić. Słodko i ładnie grające zespoliki, polane z lekka post-black metalowym sosem są teraz w modzie... ale jakoś kurwa nam się nie chce ostatnio grać ładnie. I wiem, że idziemy w dobrym kierunku.

Jak przedstawia się warstwa tekstowa waszej twórczości? Wiem, że przykładasz do tego sporą wagę. No bo wiesz, przy sporej ilości wydawnictw przewijających się przez ręce, uszy i oczy - jakoś nie jestem w stanie zagłębiać się w teksty i to po angielsku. Tak więc oczekuję abyś nam cos o tym opowiedział. No i kiedy doczekamy się tłumaczeń tekstów?

Zacznę od końca, OK.? Tłumaczenia wszystkich dotychczasowych tekstów LUX OCCULTA będą dostępne z chwilą ukazania się Maior Arcana. Po prostu do każdego egzemplarza tej płytki sprzedawanego w Polsce, dołączona będzie ładnie wydana książeczka z odpowiednio opracowanymi tekstami. Taki mały ukłon w stronę ludzi, którzy właściwie od początku istnienia zespołu pytają o polskojęzyczne wersje moich tekstów.
Tak, do tekstów przykładam bardzo dużą wagę. Dzieje się tak z wielu powodów. Po pierwsze nie chciałbym piłować ryja o niczym, po drugie mam coś do powiedzenia, coś co może nie tylko dla mnie jest ważne, a po trzecie... tak jak już powiedziałem, chłopaki robią muzę, a ja się nudzę... więc trzeba się czymś zająć... he,he,he. Czego dotyczą moje teksty? Przede wszystkim potęgi ludzkiego ducha, gloryfikacji indywidualności, niezależności. Taki metafizyczny punk rock... he,he,he... Pochwała, afirmacja człowieka to motyw stały, przewijający się przez wszystkie wydawnictwa LUX OCCULTA, z tym że za każdym razem ujęty jest on jakby od innej strony, ukazany pod innym kątem. Do tego służy mi przywoływanie rozmaitych mitów (Lucyfer, Dionizos, Samyasa, mit Złotego Wieku itd.), zapomnianych już niemal koncepcji gnostyckich czy okultystycznych, czy motywów literackich... Krótko mówiąc, nie idę na łatwiznę, w każdym tekście piętrząc symbole o wielorakim pochodzeniu, splatając motywy dotąd egzystujące niezależnie... i mam nadzieję, że znajdzie się kilka osób, które będzie miało ochotę tę plątaninę rozwikłać, że ktoś przyjmie zaproszenie do gry... Nawiasem mówiąc, to co robiłem do tej pory to pikuś, w porównaniu z powstającymi właśnie tekstami na następny materiał LUX OCCULTA. Będą tak hermetyczne, tak zagmatwane na płaszczyźnie symboli i znaczeń, że odczytanie ich będzie prawdziwym wyzwaniem... Nie robię tego jednak, żeby utrudniać ludziom życie. Po prostu pisanie wprost mnie totalnie nudzi, nic na to nie poradzę, że układanie tak złożonych łamigłówek sprawia mi satysfakcję... A poza tym wiem, że ci którzy odbierają na podobnych falach, czują pewne rzeczy mniej więcej tak samo jak ja, nie będą mieli ze zrozumieniem moich tekstów większych trudności.

Niebawem światło dzienne zobaczy wasze nowe wydawnictwo. Nie będzie to jednak pełnoprawna płyta. Na tym materiale znajdzie się kilka utworów, które pierwotnie miały znaleźć się na siedmiocalówce. Wydać tę płytkę miał pewien obdartus- dlaczego nie doszło do wytłoczenia tej Epki, no i co teraz uzupełni płytę Maior Arcana?

Tak, obdartus to była zupełna porażka... Nie ma chyba zespołu, który chociażby raz w swej karierze nie dał się zwieść obietnicom jakiegoś pacana z tej lub innej wytwórni płytowej. W naszym przypadku nie była to może współpraca bardzo brzemienna w skutkach, ale na pewno bardzo żałosna... i do końca świata będziemy pamiętali magików z Sunset Records. Na szczęście materiałem, który wtedy nagraliśmy z przeznaczeniem na winylową Epkę, zajął się Tomek Krajewski i właśnie Pagan Records będzie ostatecznie jego wydawcą.
Tak więc już niedługo, mam nadzieję że jeszcze przed ukazaniem się twojego zina, zostanie wydana płyta CD pod tytułem Maior Arcana (The Words That Turn Flesh into Light). Płyta owa zawierać będzie materiał ze wspomnianej Epki oraz zremasterowaną przez Andrzeja Bombę muzykę z naszego demo The Forgotten Arts i jeszcze cover SISTERS OF MERCY, który nagraliśmy przy okazji rejestracji pierwszej płyty. Nie jest to więc nowe - w sensie zawartości muzycznej - wydawnictwo LUX OCCULTA, ale raczej podsumowanie pewnego, zamkniętego już etapu. Jeżeli ktoś lubi naszą muzykę z pierwszego okresu działalności zespołu, zapraszam do zapoznania się z Maior Arcana, bo gwarantuję, że do tego rodzaju grania już nie wrócimy.

Macie teraz pewne pojęcie w kwestii nagrywania materiału. Jak porównujecie studio Selani w kontekście znajomości Manek Studio?

No cóż, to dość trudna sprawa. Oba te miejsca mają swoje plusy i swoje minusy. Największe plusy Selani to oczywiście talent Andrzeja Bomby oraz atmosfera panująca w tym studiu. Praca tam to prawdziwa przyjemność. Tym bardziej, że Olsztyn jest dość specyficznym miastem, jeżeli chodzi o stan posiadania sceny metalowej i w ogóle rockowej, co znaczy, że właściwie przez całą sesję mogliśmy liczyć na pomoc lokalnych muzyków. Minusem - brak miejsc noclegowych (przynajmniej tak było gdy nagrywaliśmy płytę), który skazał nas na toczenie nieustających bojów z właścicielami miejscowych hoteli... he,he,he...
Jeżeli natomiast chodzi o Manek Studio... to nie jest to miejsce złe. Ba! Wydaje mi się, że dysponują tam sprzętem lepszym niż w Selani. Niestety do tej pory nie miał kto owego sprzętu obsługiwać - Manek, mimo najlepszych chęci, producentem metalowym nigdy nie będzie. Kilka miesięcy temu pojawił się tam jednak nowy realizator, niejaki Arek (wtajemniczonym znany jako nieślubny potomek Sigmy i Pi... he,he,he...) i trzeba przyznać, że wyszło to wszystkim na dobre. Pod jego okiem nagrywały swoje nowe materiały już takie grupy jak EPITOME czy OVERLORD... i brzmi to wszystko coraz lepiej. Dlatego uważam, że sanockie studio - choć w przeszłości wypuściło kilka podle brzmiących rzeczy - czeka niezła przyszłość. Ale w tej chwili wciąż przoduje Olsztyn...

Strona graficzna waszych wydawnictw różni się w znacznym stopniu od innych krajowych produkcji. Moglibyście skorzystać np. z usług Krzysztofa Lutostańskiego, czemu tego nie robicie? Okładka EBLIS zabija (he,he)...

Zawsze staramy się, by strona graficzna wydawnictw LUX OCCULTA wyróżniała się jakością, oryginalnym ujęciem oraz powiązaniem z zawartością tekstową i klimatem albumu... Dlatego każdy szczegół jest dokładnie przemyślany i każdy, nawet najmniejszy szczegół coś znaczy, o czymś informuje. No i staramy się nie gwałcić szeroko pojętej estetyki, dobrego smaku... Mam zresztą nadzieję, że każde kolejne wydawnictwo będzie pod tym względem stanowiło krok naprzód. Chociaż z drugiej strony, nie tak łatwo wpaść na fajny i oryginalny pomysł.
Co do K. Lutostańskiego, nawet nigdy nie pomyślałem, by skorzystać z jego pomocy przy okładkach naszych płyt. Myślę, że kompletnie nie pasuje do stylu LUX OCCULTA... ale na przykład to co zrobił na okładkę nowego CHRIST AGONY jest w porządku. Pasuje do klimatu tworzonego przez Cezara, wykonane jest nieźle... nie widziałbym tylko podobnych grafik na naszej płycie, nie czuję tego aż tak bardzo... Okładka EBLIS... hmm, faktycznie nie jest zbyt wysokich lotów, choć front jest i tak OK w porównaniu do tego co dzieje się w środku. Najgorsze jednak jest to, że zespół - a wiem to od nich samych - nie miał na to wszystko wpływu. Stronę graficzną swojej płyty pozostawił wydawcy i rezultat jest, jaki jest. EBLIS zresztą nie przoduje w rankingu okładek odstraszających potencjalnego klienta... Pomyśl tylko o okładkach reedycji KATa, czy takich perełkach jak DARZAMAT albo TRAUMA (Comedy is Over).

Twoją tęsknotą i marzeniem jest wydanie czegoś na winylu. Odgrażałeś się, że Dionysos wyjdzie na tym formacie... ale coś się chyba na to nie zanosi. No więc kiedy będziemy mogli posłuchać LUX OCCULTA z frezarki?

Eeee... co ja mogę powiedzieć? Faktycznie bardzo lubię płyty winylowe, bo są takie miłe w dotyku, trzeszczą i w ogóle są super... Dobrze wiesz o co mi chodzi, bo sam ciągle chwalisz się swoją kolekcją winyli z jakimiś thrashowymi dinozaurami...he,he,he... Zawsze chciałem, żeby jakaś pozycja LUX OCCULTA wyszła wydana w ten sposób. To przecież główny powód naszej nieudanej współpracy z Sunset. Niestety jakoś nam się nie udaje. Albo niedoszły wydawca Epki okazuje się dupkiem, albo nagrywamy płyty, które na winyl się nie mieszczą, bo trwają powyżej 46 minut. Prawda jest też taka, że winyl to bardzo kosztowna zabawa, sprawa bardziej prestiżowa niż sposób na sprzedawanie płyt, bo ten format kupują tylko kolekcjonerzy, najbardziej zagorzali maniacy. Chyba jeszcze nie jesteśmy zespołem na tyle dużym, by ktoś zdecydował się wpakować niemałą kasę w tak niepewny interes. Przestałem więc już naciskać w tej sprawie. Może kiedyś się uda, może nie... szkoda zaśmiecać sobie głowę takimi problemami. Jeżeli jednak wyjdzie kiedyś jakiś winyl LUX OCCULTA, to z pewnością się o tym dowiesz, bo będę się wszystkim bezczelnie chwalił...

Czy nagła popularność waszej muzyki nie wytworzyła w was syndromu wody sodowej? To znaczy czy zauważyłeś u siebie jakieś zmiany od czasu kiedy nazwa LUX OCCULTA stała się powszechnie znana?

Co jest? Skontaktuj się z moim menadżerem, dziennikarzyno... he,he,he... Oczywiście, że czuję się wielkim muzykiem rockowym. Nawet starzy mówią mi per monsieur lub wasza wysokość i na powitanie całują w kolano... Zwykłych śmiertelników w ogóle do siebie nie dopuszczam. He,he,he...
No dobra, mówiąc serio, wydaje mi się, że wszystko u nas w porządku. Ludzie którzy nas znają chyba to potwierdzą... wątpię, czy nasze zachowanie zmieniło się w związku z sukcesami LUX OCCULTA. Raczej zmienił się sposób w jaki ludzie na nas patrzą, w jaki nas oceniają. Najbliżsi przyjaciele i znajomi są super, możemy liczyć na nich jak dawniej... niestety inni często szukają dziury w całym. Na wszystko co robisz patrzą przez pryzmat członka popularnego zespołu LUX OCCULTA i wyciągają wnioski takie jakie chcą wyciągnąć. Jeżeli coś usilnie chcesz zobaczyć, zawsze zobaczysz. Tak jest i teraz. Jeżeli zrobię lub powiem coś głupiego - a zdarza mi się to równie często jak innym ludziom - od razu oceniany jestem surowiej niż inni. Takie są przykre strony bycia na świeczniku. Spytaj Cezara czy Petera, na pewno powiedzą ci to samo... To czasami bardzo deprymujące, że chcąc sprzedawać własną twórczość, ofiarowując swoją muzykę ludziom, musisz się godzić na to, by każdy miał prawo do rozliczania cię z tego co mówisz, do wygłaszania opinii na twój temat, do oceniania twojego postępowania. Wiesz, bywają takie dni kiedy masz dół, jesteś totalnie zmęczony, nie masz ochoty patrzeć w lustro, nie mówiąc już o tym, żeby gadać z kimkolwiek - ale jeżeli tego nie zrobisz, to z miejsca jesteś nazwany gwiazdorem, któremu popularność przewróciła w dupie. Nie możesz sobie pozwolić na chwile słabości, nie możesz dać sobie luzu, bo zawsze znajdzie się jakiś życzliwy, który wykorzysta to przeciw tobie. Nieraz ma się ochotę pierdolnąć tym wszystkim, byle tylko odczepiło się to stadko sępów... No, ale odbiegłem trochę od pytania. Sorry. Mówiąc krótko - gwiazdami nie jesteśmy i nigdy nie będziemy. A w dodatku jestem na tym punkcie bardzo wrażliwy i nawet jak ktoś w żartach tak o nas mówi, to jest mi bardzo smutno...

Sporym sukcesem na krajowym rynku okazała się składanka W hołdzie KAT. Wasz udział w tym przedsięwzięciu nie był raczej dziełem przypadku?

No nie był. Właściwie to maczałem w tym paluchy od samego początku i bardzo się cieszę, że ta płyta powstała. Myślę, że nie ustępuje niczym podobnym wydawnictwom, które powstały na Zachodzie. Każdy, kto interesuje się polskim metalem i nie ma tej płyty jest brudnym pozerem... he,he,he... A najlepszy jest LUCIFERION!

Koncerty... W tej kwestii chyba ostatnio coś się u was ruszyło. Choć i wcześniej nie było źle, bo byliście i w Niemczech i na Słowacji, no i w kraju tez porządziliście. Teraz wyruszacie na trasę m.in. z CHRIST AGONY. Opowiedz coś więcej o tym.

Koncertów nie graliśmy ani dużo, ani mało... ot, taka średnia krajowa. Do tej pory niewiele ponad 20 w ciągu 2 i pół roku... Trzeba jednak przyznać, że większość z nich wspominamy bardzo miło, bo to po prostu były fajne koncerty, grane przed fajną publicznością. Było też kilka wpadek, ale mniejsza z tym. Niedawno wróciliśmy z mini-trasy po północnej części Polski, u boku DAMNATION i SACRIVERSUM. Muszę przyznać, że było totalnie, choć dostaliśmy nieco w kość podróżami z miasta do miasta... Ale warto było. Za kilka dni natomiast rozpoczynamy trasę o której mówisz. Razem z CHRIST AGONY i HATE odwiedzimy kilka miast w całym kraju i postaramy się dać ognia. Do tego w każdym mieście jakiś lokalny support. Myślę, że to będzie dobra trasa, pytanie tylko, czy ludzie jeszcze zechcą przyjść na polskie kapele. Ja wierzę, że tak.

Spośród rozlicznych koncertów najbardziej wrył wam się w pamięć gig w Rzeszowie. Czemu akurat ten?

Tak, koncert w Rzeszowie, w październiku 1997 to impreza, której chyba nigdy nie zapomnimy... Trzeba zacząć od tego, że organizacja powaliła sprawnością (Piotrek & Jacek rządzą!!!) i dbałością o muzyków, co nieczęsto się zdarza. No, chyba że jesteś z SEPULTURY...he,he,he... Poza tym, jakże tu nie pamiętać koncertu, na który zamiast przewidywanych 300 osób przychodzi 700 (!!!). Siedemset osób na koncercie... szok!!! No i nie muszę chyba dodawać, że pod sceną ogromny młyn, publiczność reagująca wspaniale. Tak, Rzeszów to miasto w którym zostaliśmy chyba najlepiej przyjęci ze wszystkich miast, w których graliśmy... chociaż publiczność w Warszawie też była dzika... i w kilku innych miejscach też. Kurde, fajnie jest grać koncerty.

Ostatnio odmłodziliście skład o młodzików z krośnieńskiej grupy DECAPITATED. Przez młody wiek tych muzyków znaleźli się złośliwcy przyczepiający wam etykietkę L.O. 27. Jak zamierzasz odeprzeć te zarzuty?

Ha,ha,ha... nie zamierzam. Odpowiedzią są koncerty, które Martin i Vogg grają z nami. Każdy kto je widział, wie o co chodzi. Odpowiedzią będzie też płyta, którą za kilka miesięcy nagramy w nowym składzie. A poza tym, jak przeczytałem ostatnio w gazecie pod tytułem Życie, taki Nergal zaczął grać metal w wieku 8 lat (sic!), więc o czym my tu mówimy? He,he,he,he...

Jak się układają wasze stosunki z PAGAN Records? No i kto jest flagowym zespołem tej wytwórni? Kiedyś słyszałem, że HELL-BORN (he,he,he)?

Stosunki z Pagan Records jak najlepsze. Myślę, że trafiliśmy na siebie w dobrym okresie i udało nam się zrobić razem parę fajnych rzeczy, a parę jeszcze fajniejszych pewnie wykonamy w przyszłości. Nawet jeżeli przejdziemy do innej wytwórni, stosunki te nie powinny ulec załamaniu, przynajmniej nic na to nie wskazuje. Po prostu dobrze się z Tomkiem rozumiemy w paru sprawach i to się raczej nie zmieni.
Flagowy zespół? Eee... to jest sztuczne rozróżnienie. Nie obchodzi mnie i nigdy nie obchodziło kto jest dla Tomka ważniejszy, a kto mniej i dlaczego. Interesuje mnie tylko to, czy wydawca wywiązuje się ze zobowiązań wobec mojego zespołu, czy robi to co do niego należy, czy gra z nami fair. Jeżeli tak - wszystko jest w porządku. W tej chwili na przykład pojawiły się w Pagan Records dwie nowe, utytułowane grupy, czyli oczywiście CHRIST AGONY i TRAUMA. Gdybym miał się martwić, czy Tomek zajmując się nimi nie zaniedba LUX OCCULTA, to dostałbym pewnie wysypki, łupieżu i podagry, ale i tak nic by to nie zmieniło. Wierzę natomiast, że Tomkowi zależy na odpowiedniej promocji wszystkich wydawanych przez niego grup i nie zaglądam w kontrakty Cezarowi czy Misterowi, nie próbuję śmiesznymi intrygami zagarniać jak najwięcej pod siebie. I wiem, że oni też tak nie robią, bo są dojrzali i rozsądni. Po prostu. Oni mogą liczyć na każde wsparcie z naszej strony i jestem pewien, że my na nich również się nie zawiedziemy. Wydaje mi się, że w chwili obecnej stosunki między zespołami w Pagan Records są wzorowe. Aż łezka się w oku kręci i przypomina się stare undergroundowe hasło : Współpraca, nie konkurencja!. Hasło, które powoli staje się znów coraz bardziej popularne, bo paru kolesi zrozumiało, że pod siebie to można zrobić jedynie gówno...
Co do HELL-BORN, hmm, fakt że ten zespół jest już historią niech będzie najlepszym komentarzem...

A co z waszym side-projectem HATEBREED? Miała zostać wydana kaseta z muzyką tego chorego zespołu nakładem Infernal Death Records. Jednak Przemysław jest teraz yuppie i ma w dupie metal (he,he), więc czy coś z tego wyjdzie?

Ha! Ja od dawna wiedziałem, że Popiołek to pieprzony japiszon i pozerska gnida. Zaproponował nam wydanie HATEBREED, żeby utuczyć się na naszej krwawicy niczym pijawka i kupić sobie za zarobioną na nas kasę nowe klapki, okulary przeciwsłoneczne oraz posrebrzane alufelgi produkcji austriackiej... he,he,he... Nie wiem kiedy Dominium Bizarrum się ukaże, bo mnie to naprawdę nie interesuje. Ten materiał jest okropny, he,he,he... Tylko okładka jest rewelacja, to muszę przyznać. Dawno nie widziałem nic bardziej chorego. A tak poza tym to chciałbym po raz pierwszy publicznie oświadczyć, że HATEBREED nie istnieje i nigdy już nic nie nagra. Nie chce nam się, wolimy zająć się poważną robotą w LUX OCCULTA. No i w dodatku jakaś hardcoreowa podłota, chyba z Niemiec, ukradła nam taką fajną nazwę. Postanowiliśmy więc zrezygnować z procesu, nie ciągniemy ich do sądu, bo jesteśmy dobrzy ludzie i ustępujemy... Proszę więc mnie już nie pytać o HATEBREED, bo nic nie powiem. To jest przeszłość, zamknięta definitywnie.