Numer 27 (424)

Meandry amnezji

DROBIAZG, ale zabawmy: polemika na lamach "Wyborczej" i "Rzeczpospolitej" na temat amnezji. Zaczglo sie od tego, ze Adam Michnik, pod doskonale znanym wszystkim i czytelnym pseudonimem Andrzej Zagozda zelzyl Macieja Lukasiewicza, imputujac mu "podlosc" i "amnezje". Lukasiewicz narazil sie Pierwszemu Histerykowi III RP tym, ze osmielil sie przyznac do mieszanych uczuc wzgledem udekorowania Orlem Bialym Herlinga-Grudzinskiego: z jednej strony pisarzowi order nalezy sie jak psu buda, z drugiej fakt, ze wreczac go bedzie wlasnie (o malo co) magister Kwasniewski, zakrawa na co najmniej ironie. Lukasiewicz nie napisal wprawdzie, zeby mial cos przeciwko dekorowaniu przez pomienionego magistra pp. Kuronia i Modzelewskiego, ale wartkiej glowie dosc dwie slowie. Wyrazenie mieszanych uczuc z charakterystyczna dla Zagozdy vel Michnika logika ta czy inna droga musi wszak Lukasiewicza do tego predzej czy pózniej zaprowadzic, podobnie jak wyrazenie jakichkolwiek zastrzezen co do jedynie slusznego (tj. akceptowanego przez Michnika) kierunku postepu, predzej czy pózniej prowadzi wyrazajacego do Faszyzmu - zatem Lukasiewicz zgromiony zostal pryncypialnie za odmawianie zaslug osobom tak zasluzonym jak Kuron i Modzelewski. Co moze warto zauwazyc, w ataku na "amnezje" Lukasiewicza Zagozda vel Michnik zagalopowal sie az do stwierdzenia, ze gdyby Herling odmówil przyjecia orderu, dopuscilby sie czynu zdecydowanie nagannego. Ktos móglby wysnuc z tego wniosek, ze czynu nagannego dopuscil sie tez przed laty p. Giedroyc, odmawiajac przyjecia tegoz samego orderu od Walesy (wzial dopiero od omc. magistra); ba, móglby ktos pójsc nawet dalej, stwierdzajac, ze w takim razie obciazony garbem antykomunizmu Herling - Grudzinski jest czlowiekiem mniej zacietrzewionym i malostkowym od postepowego Giedroycia, nawet, o zgrozo, ze Maisons Laffitte stalo sie siedliskiem, polskiego piekla"!... Ale to oczywiscie bylyby interpretacje gleboko niesluszne. Giedroyc odmówil przyjecia orderu od nieprzyjaciela Michnika, a przyjal go od jego przyjaciela, zatem w obu wypadkach postapil wlasciwie; Herling, odmawiajac przyjecia orderu z rak przyjaciela Michnika, postapilby niewlasciwie. Ot i cala dialektyka (czy "amnezja"?) Zagozdy vel Michnika. Wracajac do sprawy, absurd i, najdelikatniej mówiac, przesada napasci Michnika na Lukasiewicza byly tak wyrazne, ze jakkolwiek sam zaatakowany jakby z lekka zglupial i zapomniawszy, co napisal, uznal za stosowne tlumaczyc sie drukiem, ze nie ma nic przeciwko dekorowaniu Kuronia i Modzelewskiego, to postanowil stanac w jego obronie Kazimierz Dziewanowski. Pan Dziewanowski musial jednak wczesniej wybrnac z ciezkiego dysonansu poznawczego. Z jednej strony, Michnik niewatpliwie napisal rzecz glupia i wredna, co widac golym okiem. Z drugiej jednak, wiadomo wszak, ze Michnik Adam wielki i szlachetny jest i dlatego kazdy tekst, jaki splodzi, równiez wielkim i szlachetnym jest. Napisac, ze tekst Michnika jest glupi i wredny - to tak, jakby wsród francuskich intelektualistów nazwac komunizm zlym. Jak tu zatem obronic nieslusznie skopanego publicyste, a zarazem nie podpasc pod automatyczny ostracyzm i nie zostac z punktu uznanym za faszyste, chorego z nienawisci oszoloma, w najlepszym wypadku sklerotyka, któremu sie poprzestawialo pod stropem? Pan Dziewanowski wybrnal z sytuacji sposobem, który zapewne wydal mu sie salomonowy: oto w polemice swojej wykazal sie teraz z kolei on nagla amnezja, polemizujac z, jak zaznaczyl, "blizej mu nie znanym Andrzejem Zagozda". Pan Dziewanowski liczyl zapewne, ze tak zawoalowana krytyka osoby z zasady wyjetej spod wszelkiej krytyki zostanie ze wzgledu na przyslugujaca krytykujacemu pozycje czcigodnego seniora przelknieta. Nunquam! - jak to mawial pan Zagloba. Czcigodnosc najbardziej czcigodnych osób konczy sie tam, gdzie zaczyna sie nieomylnosc Michnika. W obronie swego guru (czy wrecz oberguru) wystapil Jacek Zakowski, bez zenady wypominajac Dziewanowskiemu, ze kto zacz Zagozda wie on doskonale i wyraznie calym tekstem sugerujac czcigodnemu seniorowi starcza demencje, co, jak wspomnialem, jest i ta najlagodniejsza forma anatemy. Zeby bylo ciekawiej, z kolei i sam Zakowski, acz wiekiem do czcigodnego seniora mu daleko, musial na uzytek polemiczny doznac zaburzen pamieci, bo ze slów jego polemiki wynikalo niezawodnie, iz na smierc zapomnial, co napisal Michnik o Lukasiewiczu, a co Dziewanowski o Zagozdzie. To zreszta czesty w "Wyborczej" chwyt: gaszenie oponenta wyglaszaniem gdzies obok niego, do zaczytanego ludu, tez w najoczywistszy sposób slusznych, tyle ze zupelnie nijak majacych sie do sporu; w gazecie funkcjonujacej jako poradnik dla pólinteligentów, jak udawac inteligentów, a wrecz intelektualistów czystej wody, sprawdza sie to doskonale. Spójrzcie Panstwo, ile pokretnosci i naglych ataków sklerozy w jednej tylko drobnej pyskóweczce. Zgola, jak na rozintrygowanym dworze któregos z Ludwików. I z tej samej przyczyny: sztywna etykieta, ustalajaca apriorycznie, kto moze miec racje w odniesieniu do kogo, do takich wlasnie wygibasów i obejsc zmusza. Nie zawracalbym tym nikomu glowy, gdyby rzecz nie stanowila nader charakterystycznego przykladu tzw. zycia intelektualnego tutejszych tzw. elit. Nawiasem zas, mysle ze Michnik doskonale wie, o co chodzi z tym orderem dla Kuronia i Modzelewskiego, tylko dla celów polemicznych udaje, ze nie potrafi tego zrozumiec. Rzecz nie tyle w samych Kuroniu i Modzelewskim, co w argumentacji omc. magistra, który dekorujac ich bredzil, jakoby "oni pierwsi" stawili opór totalitaryzmowi. Zwazywszy, ze od czasów II wojny za opór stawiany totalitaryzmowi zameczono i zeslano dziesiatki tysiecy Polaków, a setki tysiecy poddano lagodniejszym represjom, podobne stwierdzenia omc. magistra zakrawaly na celowa wrecz prowokacje wobec pamieci ofiar. Mysle zreszta, ze niezamierzona. Dekorujacy wyraznie mial na mysli: "wyscie piersi sposród nas, komunistów..." - tylko przez nagla amnezje zapomnial to na glos uscislic, i stad caly szum.

PS. Dyskusja, akademicka zreszta, czy powinno sie wysylac polskie wojsko do Kosowa, nasunela mi mysl, ze warto by siegnac po staropolska tradycje lisowczyków - wojsk, które sluzyly obcym wladcom bez zoldu, utrzymujac sie z lupów. To znaczy, wyslijmy wojsko na Balkany, i to jak najwiecej, ale pod warunkiem, ze samo sie tam utrzyma (dadza rade - Polak potrafi). Poprawimy tym sposobem swa pozycje w NATO i zarazem, odciazajac watly budzet MON, uratujemy istnienie naszej armii!