Numer 33/34 (430/431)

Panstwo totalne

ADAM WIELOMSKI

ZASADNICZYM aksjomatem politycznym Europy do czasu rewolucji francuskiej bylo staranne oddzielenie panstwa od spoleczenstwa. Panstwo, czyli suweren, monopolizowalo w swoich rekach wladze polityczna czyli prawo do ostatecznej decyzji we wszystkich waznych dla spoleczenstwa sferach, tak w polityce zagranicznej, jak i wewnetrznej. Mozna wiec stwierdzic, ze spoleczenstwa przedrewolucyjne byly gleboko zdepolityzowane, czyli pozbawione podmiotowosci politycznej. Lud nie partycypowal w polityce. Sytuacje te zmienila dopiero owa rewolucja, kiedy to tzw. masy wmieszaly sie w polityke, czy raczej, jak powiedzialby Edmund Burke, swinskimi racicami stratowaly stary swiat. Podstawowa zmiana jest tutaj partycypacja stanu trzeciego w swiecie politycznym, a wiec zakonczenie podzialu na panstwo i spoleczenstwo, czyli na wladze i poddanych, rzadzacych i rzadzonych. W sensie politologicznym mamy wiec do czynienia z gleboka polityzacja. Do tej pory jedynym czlowiekiem tworzacym polityke byl król, teraz jest nim nowy suweren - lud. Teoretycy demokratyczni uwazali zawsze, ze zródlem wszelkiego zla jest nie kontrolowana wladza królów, której chcieli przeciwstawic "zdrowe" odczucia ludu suwerena, który jednoglosnie kierowac sie bedzie dobrem powszechnym. Celem demokratycznych filozofów byla wiec likwidacja polityki, która miala stac sie jednoscia z moralnoscia. W projektowanym przez oswieceniowych utopistów "nowym swiecie" nie mialo byc wiecej wojen, walk o wladze, sporów - slowem, polityka (rozumiana wlasnie jako walka o wladze) miala pójsc do lamusa historii. Pomijajac czysty absurd wiary w znikniecie polityki, czyli wojen i konfliktów, trzeba zaznaczyc bardzo silnie fakt niezrozumienia przez teoretyków demokracji natury czlowieka. Wszyscy oni wierzyli, ze gdy lud dojdzie do wladzy, to bedzie kierowal sie dobrem ogólu. Naiwne! Prawdziwa polityzacja, prawdziwa inwazja polityki w zycie spoleczne dopiero wtedy sie zaczela! Dzisiaj nie ma w panstwie demokratycznym sfery, której nie objelaby polityka. Wszystkie zasady, prawdy, wartosci, instytucje zostaly oddane pod osad i interwencje polityki. W chwili, gdy jeden polityk podniósl kwestie "sprawiedliwej redystrybucji dóbr", wlasnosc prywatna stala sie polem, na którym rozgrywa sie polityka, poniewaz skoro tylko inny polityk powiedzial zlodziejstwu "nie", to problem ten stal sie konfliktem politycznym, wokól którego powstaja partie i który jest przedmiotem kampanii wyborczej. Gdy pierwszy polityk wystapil przeciwko religii w szkolach, a inny sie temu sprzeciwil, to haslo obrony lub usuniecia religii ze szkól stalo sie przedmiotem walki politycznej, której celem jest zdobycie glosów wyborców. Kiedy tylko pierwszy polityk-feminista wystapil z propozycja ustawowego zrównania "szans" kobiet i mezczyzn, a inny stwierdzil, ze jest to bzdura, to problem ten wpisano do hasel wyborczych i stal sie, tak jak poprzednie, problemem politycznym, a nie spolecznym, poniewaz gloszenie tej lub innej opinii na ten temat przysparza lub odbiera glosy wyborcze - jest wiec problemem politycznym. Kiedy Alfred Dreyfus zostal osadzony i uznany winnym zdrady panstwa przez francuski sad wojskowy, a lewica podniosla krzyk w obronie "przesladowanej" mniejszosci narodowej, to nawet problem, czy mozna zdradzic wlasna ojczyzne stal sie problemem politycznym, skoro sa ludzie, którzy na haslach uniewinnienia szpiega buduja swój kapital wyborczy. Kiedy pulkownik Kuklinski przyjechal do Polski, to rózne partie zbijaly kapital polityczny, afiszujac sie przyjaznia lub niechecia do "bohatera". Nie liczylo sie juz to czy zdradzil, czy nie. Wazne bylo, aby zmobilizowac swoich wyborców, wpisujac nazwisko Kuklinskiego na swoje sztandary lub plujac nan. Wszystkie zasady i imponderabilia rozpadly sie. Zostala tylko polityka, w jej imieniu zdrajców oglasza sie swietymi.