Pro Fide, Rege et Lege.

Adam Wielomski

Prawa człowieka w natarciu

Gdy za ileś tam lat historycy zastanawiać się będą, gdzie postawić symboliczną cezurę, która oddziela historię państw narodowych od historii globalnej Republiki Ziemi ze stolicą w Brukseli, to być może wskażą na rok 1999. W tym bowiem roku doszło do ostatecznej wygranej idei praw człowieka z ideą suwerenności państwa, co potwierdził ostatnio Bronisław Geremek, stwierdzając, że prawa człowieka stoją wyżej niźli zasada suwerenności państwowej.

W imię tej oto ideologii świat uznał się za uprawniony do podeptania immunitetu dyplomatycznego Augusta Pinocheta, a tym samym stwierdzono, że sądy broniące owych praw mogą podeptać suwerenność Chile i uprowadzić byłego suwerena tego państwa. W imię tej samej ideologii tzw. społeczność międzynarodowa (czyli Stany Zjednoczone wraz ze swoimi satelitami, w tym Polską) podeptały suwerenne prawa Jugosławii.

Nie jeden raz w historii widzieliśmy, gdy pod pretekstem obrony mniejszości narodowych państwa prowadziły wojny z innymi państwami. W przypadku Jugosławii jednak sytuacja jest odmienna: Stany Zjednoczone i kontrolowane przezeń NATO wojny jej nie wypowiedziały. Przeciwnie, cały czas mówi się o pokojowej interwencji, której celem jest ustanowienie pokojowej, a jakże, okupacji części terytorium suwerennego państwa. Uznano, że ponieważ prawa człowieka stoją ponad zasadą suwerenności państwowej, to ich samozwańczy obrońca – Stany Zjednoczone, mogą rozpocząć działania wojenne niejako automatycznie, bez wypowiadania wojny ani nawet zgody ONZ.

Akceptacja tego typu działań jest bardzo niebezpiecznym precedensem, gdyż oznacza ni mniej, ni więcej, że zaginął starożytny zwyczaj wypowiadania wojen. Stany Zjednoczone, uważając się jednak za światowego policjanta broniącego praw człowieka, sądzą, że nie muszą tychże starych konwenansów przestrzegać, gdyż ich działania mają charakter policyjny, a nie polityczny – logicznie więc nie mamy do czynienia z agresją amerykańską, lecz z interwencją – policjant także nie wypowiada przestępcy wojny, lecz interweniuje. Co więcej, winny całej sytuacji jest prezydent Miloszewicz, gdyż to on dokonał czynu przestępczego. Z ust Wilusia Clintona usłyszałem nawet paranoidalne stwierdzenie, że to „Miloszewicz jest agresorem”. Stany Zjednoczone bronią zaś pokoju i praw człowieka.

Ten policyjny styl i niewypowiedzenie wojny to skutek zaniku podstawowej dla naszej kultury idei państwa suwerennego, które przekształca się w serbskojęzyczne terytorium globalnej Republiki Ziemi, którego prawa muszą uznać „transcendentny” charakter praw człowieka, których światowym strażnikiem ogłosiła się Ameryka. Jest to również skutek prymitywizmu politycznego USA, który zaobserwować można w całej historii tego państwa, a szczególnie w rozmowach w Rambouillet: otóż toczono tam „negocjacje”. Jak świat światem negocjacje polegały zawsze na „negocjowaniu”. Tymczasem tutaj obie strony dostały ultimatum, które mogły w całości przyjąć lub odrzucić. To nie są negocjacje, lecz dyktat. W Stanach Zjednoczonych nie widzi się tej różnicy, ponieważ prowadzenie negocjacji było zawsze sprawą elit i arystokracji, która służyła w dyplomacji. Rozmowy miały zawsze poufny charakter, a ludowi komunikowano tylko ich rezultat. Ponieważ w Ameryce nigdy żadnej arystokracji nie było, to nikt tam nigdy nie wiedział, jak się dyplomację prowadzi, w związku z czym państwo to prowadzi politykę międzynarodową, jak gdyby narzucało pokój jakiemuś indiańskiemu plemieniu. Ponieważ zaś nadało sobie tytuł obrońcy praw człowieka, to nawet nie ma świadomości, że jego „dobroczynne” działania mogą się komuś nie podobać.

Jeżeli NATO wygra tę niewypowiedzianą wojnę, to idea suwerennego państwa narodowego, idea konstytuująca polityczną rzeczywistość Europy od kilkuset lat, będzie zasadą martwą.

Adam Wielomski