Adam Wielomski

Agent czy agentura?

Od czasu tzw. upadku komunizmu, państwo polskie wstrząsane jest ustawicznie aferami teczkowymi i domniemaną działalnością agenturalną czołowych polityków. Mieliśmy już „Bolka”, „Olina”, ostatnio pojawił się „Docent”. Media żyją agentami, czy, żeby powidzieć dokładnej, udowadnianiem, że żadnych agentów nigdy nie było i nikt nigdy niczego nie donosił. Ton reżimowej telewizji i tzw. niezależnej prasy jest tu zgodny. Lewica już dawno udowodniła, że agentów nigdy nie było, a w „partii ludzi rozumnych” nie było ich w szczególności. A nawet, jeśliby i byli, to i tak akta są niepełne, sfałszowane, a naród cały unurzany jest w kolaboracji z poprzednim systemem, więc nie wolno poszczególnym jednostkom robić żadnych zarzutów.

Nie wiem, i zapewne nigdy się nie dowiem, czy „Bolek” i „Docent” istnieli naprawdę - zbyt dużo ludzi zainteresowanych jest tym, żebyśmy się tego nie dowiedzieli. W zasadzie nie jest to nawet istotne, gdyż ostatnio na jaw wyszła afera o wiele ciekawsza, a dotycząca uwolnienia amerykańskiego agenta działającego w polskim wojsku i odesłania go Amerykanom. W porównaniu z tą sprawą, afera „Docenta” nic nie znaczy. Nie chodzi tu już bowiem o to, czy dana osoba współpracowała z czyimiś tam służbami, lecz czy państwo polskie jako takie nie jest na usługach wywiadu obcego mocarstwa.

Ciekawostką jest, iż sprawę uwolnienia amerykańskiego szpiega rozdmuchały te same gazety, które nie tak dawno piały z zachwytu nad zdradą państwa przez pułkownika Kuklińskiego. Czy po sprawie tego tzw. pułkownika można jeszcze być w Polsce agentem na rzecz Stanów Zjednoczonych, skoro państwo polskie uznało, że donoszenie amerykańskiemu wywiadowi jest rzeczą chwalebną? Dlaczego Kukliński miałby być bohaterem, a jego następca tylko zdrajcą? Przecież robił dokładnie to samo, zdradzał tę samą polską ziemię i Polaków.

Skoro państwo polskie dobrowolnie zwasalizowało się nowemu Wielkiemu Bratu, to nie może być mowy o zdradzie. To zupełnie tak, jak gdyby dwadzieścia lat temu marsz. Rokossowskiemu zarzucić, że zdradzał PRL i współpracował ze służbami specjalnymi ZSRR! Reżim komunistyczny był marionetką Związku Radzieckiego i nie istniało dlań pojęcie zdrady na rzecz Ojczyzny Proletariatu. Po sprawie Kuklińskiego, podobnie, nie ma i mowy być nie może o zdradzie na rzecz USA. Uniewiniając Kuklińskiego reżim demoliberalny niejako, pośrednio, uznał się za ekspozyturę CIA, zachęcając wprost USA do penetracji wywiadowczej na terenie naszego kraju.

Ponieważ nikogo nie osądzono w Polsce za zdradzanie państwa w latach 1944-89 na rzecz ZSRR, później w glorii przyjmowano Kuklińskiego, to właściwie można powiedzieć, że artykuł o zdradzie państwa można w ogóle wykreślić z kodeksów, ponieważ jest to martwa litera. Niestety, od kilkudziesięciu lat nasze elity sprzedają państwo każdemu, kto ma na to ochotę. Niektórzy sprostytuowali się do tego stopnia, że niegdyś „biesiadowali” z agentami sowieckimi, a dziś sami podejmują decyzję o uwolnieniu z aresztu agentów amerykańskich. Wielki Brat pozostał, zmieniło się tylko jego położenie geograficzne; „wujek Joe” zmienił imię na „wujka Sama”. Kiedy oglądam polską politykę, to czasami przychodzi mi do głowy myśl, czy aby walka komunistów z antykomunistami nie była w rzeczywistości walką agentury radzieckiej z amerykańską?

Wysuwany przez konserwatystę postulat popędzenia demokratów i zaprowadzenia ładu i porządku nabiera teraz nowej barwy. Nie chodzi już tylko o to, aby odsunąć od władzy złodziei, socjalistów i Europejczyków. Jest to także postulat przywrócenia naszemu państwu faktycznej suwerenności.

Adam Wielomski